Astronauta a rodzic nastolatka

Rodzic nastolatka powinien mieć dostęp do sesji w kabinie floatingowej przynajmniej dwa razy w tygodniu. No dobrze, trzy. Bycie w stanie nieważkości jest czymś adekwatnym do codziennego obcowania z nastolatkiem, który jest bytem kosmicznym, posypanym gwiezdnym pyłem nieomylności, funkcjonującym w równoległych światach różniących się od siebie jak stołek z IKEI od kropli rosy na źdźble trawy w blasku wschodzącego słońca, z którym zestrojenie się wymaga umiejętności i opanowania na miarę astronauty.

Więc uważam, że rodzic nastolatka powinien rozwijać w sobie cechy i umiejętności niezbędne astronautom, takie jak na przykład:

  • doskonała komunikacja i praca zespołowa – bo przecież nie chodzi o to, aby nastolatek, zwłaszcza nieletni, spał poza domem, w deszczu i emocjonalnej burzy; nie mówiąc już o rodzicu, który musi się wyspać przed pójściem do pracy, a warto też dziecku zrobić kanapki do szkoły – bez arszeniku i tym podobnych substancji,
  • bezpieczne ciśnienie krwi, nieprzekraczające 140/90 – bo to profilaktyka zawału i morderstw w afekcie,
  • zamiłowanie do nauki – polecam fizykę, chemię, matematykę; ciągły rozwój wprawdzie nie daje gwarancji sukcesu, ale zwiększa prawdopodobieństwo zachowania psychicznego zdrowia, bo po prostu zajmujemy się czymś innym niż wysłuchiwanie żalów, że życie jest beznadziejne i bez sensu i że ludzie są głupi i nie należy im ufać; ciągłe kształcenie się opóźnia też zmiany degeneracyjne mózgu, chociaż czy w tym kontekście to zaleta, to nie jestem pewna,
  • doskonała umiejętność pływania, aby nie połamać sobie kręgosłupa, rąk i nóg na skałach, które nastolatek rozstawia po mieszkaniu,
  • opanowanie odruchu wymiotnego, gdy nastolatek za bardzo się rozbuja między euforią a rozpaczą, między nadzieją a beznadzieją, między buntem a miłością do rodzica lub gdy znajduje się niebiesko – zielone resztki jedzenia wśród skarpetek lub w szafce z zeszytami.

Zdecydowanie łatwiej jest zostać rodzicem nastolatka niż astronautą. Astronauta musi spełniać wiele wymogów, mieć szczęście (bo nie każdy dostaje list z Hogwartu) i ciągle się doskonalić i dbać o formę. Żeby zostać rodzicem nastolatka, nie trzeba mieć nawet dobrego seksu. Ale żeby wytrwać w psychicznym zdrowiu i być dla nastolatka wsparciem i latarnią morską, dzięki której nie rozbije się o skały – warto wyrwać się czasem z domu. Pogadać, pomilczeć. Lub doświadczyć stanu nieważkości. Cena to jakieś 120 zł za godzinę. Ja się wybieram 😉

Katarzyna Zaremba